
Być może z tego postu wiecie już, że absolutnie nie planowaliśmy wyjazdu na Islandię jesienią. Choć była na naszej must-see list od dawien dawna, celowaliśmy raczej w okres letni. Jednak za sprawą błędu linii lotniczych LOT (które przy okazji serdecznie nie pozdrawiamy) musieliśmy szybko zmieniać plany. Wybór padł na Islandię. Z tego wpisu dowiesz się, czy Islandia jesienią to dobry pomysł.
Czy żałujemy? Bynajmniej. Jesteśmy zdania, że na Islandię warto wybrać się i w sezonie zimowym i w sezonie letnim (nie zaś „albo, albo”). Dlaczego mówię “zimowym”? Bo późna jesień na Islandii to już sezon zimowy: warto spodziewać się zimowych niedogodności. Nas w połowie października na Islandii zaskoczyła burza śnieżna. Musieliśmy też zmieniać opony na zimowe (śmieszna historia, więcej informacji tutaj).
Letnia Islandia i zimowa (jesienna) Islandia to podobno dwie różne Islandie. Jak wygląda Islandia jesienią? Zacznę od minusów, co by to skończyć na tym, co dobre. Wróć – rewelacyjne. Zanim jednak przejdziemy do meritum dodam tylko, że uroki spontanicznych wyjazdów są takie, nie ma możliwości się dobrze do nich przygotować. Islandia dała nam kilka nauczek, które znajdziecie w tym poście. Mamy nadzieje, że się przyda! A tutaj znajduje się nasz plan na roadtrip po Islandii.
A więc…
Islandia jesienią: minusy.
1. Krótki dzień
Jeśli Wasz plan podróży jest bardzo intensywny i chcecie zobaczyć WSZYSTKO, co oferuje okolica, muszę Was zmartwić. Czasu może zbraknąć, no chyba że nie przeszkadza Wam podziwianie nocne. Nie ma też za wiele czasu, by usiąść i pokontemplować otaczające widoki. Sytuację może dodatkowo pogorszyć fakt, że z nieba leje jak z wiadra albo niemiłosiernie sypie. Dlatego, jeśli już chcemy zrealizować CAŁY plan, to lepiej zarezerwować sobie jakiś zapas dni na zwiedzanie na luzie. Albo pojechać latem i cieszyć się z uroków dnia polarnego. My naszego planu nie zrealizowaliśmy w całości.
2. Zła pogoda
To nie prawda, że pogoda na Islandii zmienia się co 5 minut. Na pewno nie późną jesienią. Potrafi lać i sypać calusieńki dzień. Tak, tak, ktoś może powiedzieć, że się nie jest z cukru i co to za problem. My jednak lubimy robić pamiątkowe zdjęcia i latać dronem, ale jesienna islandzka pogoda nie lubi się ani z dronami, ani z aparatami. Aby zrobić niektóre zdjęcia z tego wpisu musieliśmy wracać do niektórych lokalizacji kolejnego dnia. Żeby nie było, zdarzały nam się też dobre, słoneczne dni (jak ten powyżej).
3. Zamknięte drogi
W okresie jesienno-zimowym wiele dróg jest po prostu pozamykanych. Najczęściej dotyczy to słynnych f-roads i wybranych wiejskich dróg szutrowych, ale zdarza się, że zamykane są nawet tak popularne trasy, jak jedynka. Przyczyną są zjawiska atmosferyczne i trzeba być po prostu na to gotowym. Na kilka dni przed naszym dotarciem do Höfn był zamknięty odcinek od Viku do Höfn z powodu wichury i ludzie byli uziemieni. Nie mówcie potem, że nie uprzedzałam.
Islandia jesienią: plusy
Pomimo pogody i całej tej nieprzewidywalności, która wynika ze złej pogody, Islandia jesienią ma wiele plusów. Więcej, niż minusów 🙂 Przede wszystkim:
1. Zorza, zorza, ZORZA
Mogłabym na tym poprzestać. Serio. Zorza oglądana przez nas na Islandii to jedno z najdoskonalszych przeżyć podróżniczych i estetycznych, jakie nas w życiu spotkało. Jak mówiła Lyn, mieszkanka Höfn, „Aurora to królowa światła. Czuj się zaszczycony: królowa dla Ciebie tańszy”. Właśnie tak się czuliśmy: zaszczyceni tym niezwykłym tanecznym pokazem. A na dodatek nie musieliśmy bardzo marznąć (na pewno nie tak, jak moglibyśmy w którymś z miesięcy zimowych). PS. Na Islandii na zorzę można liczyć nawet pod koniec sierpnia (choć mniemam, że bezpieczniej byłoby jej wówczas szukać na Północy). Nasz przewodnik polowania na zorzę znajdziesz na tej stronie.
2. Jaskinie lodowe
Najpiękniejszych, błękitnych jaskiń lodowych nie doświadczymy na Islandii latem. Podobno jedyna jaskinia, do której możemy wybrać się w sezonie letnim to jaskinia pod wulkanem Katla (co również jest spektakularnym przeżyciem), ale spodziewanego niebieskiego koloru tam nie doświadczymy. Bardzo przykre jest to, że jaskinie co roku tworzą się nowe. Dzieje się tak wskutek cofania się lodowca, który rok rocznie traci od 100 do 300 metrów długości. Jest to długość co najmniej jednego boiska piłkarskiego. Dlatego firmy organizujące wyjazdy do „blue ice cave” lub „crystal ice cave” tak naprawdę co roku muszą szukać nowych jaskiń do pokazania.
3. Jest znacznie taniej
Już samo wynajęcie auta w październiku wyniosło nas 600 zł taniej, niż we wrześniu. Porównywaliśmy ceny w odstępie jakichś niecałych 2 tygodni. Biorąc pod uwagę, że Islandia owszem jest bardzo drogą destynacją, 6 stów w kieszeni to świetny bonus do zorzy i lodowych jaskiń. Hotele też były tańsze, choć akurat w tym przypadku oszczędności wynikały głównie z tego, że bookowaliśmy noclegi z dnia na dzień, bez wyprzedzenia. Dzięki temu na jednym noclegu zyskiwaliśmy średnio 80 zł oszczędności.
4. Mniej turystów
Weźcie pod uwagę, że mniej – nie znaczy „zero”. To było dla nas dużym zaskoczeniem, że nawet w tych bardziej odległych miejscach wciąż spotykaliśmy turystów. Pomimo pandemii (i testów, bez których przecież się nie wjedzie do Islandii) i obiektywnie nie najlepszej pogody. Z kolei przy popularnym wodospadzie Gullfoss musieliśmy się wręcz rozpychać łokciami 😉 Nie chcemy nawet wyobrażać, jak najpopularniejsze miejsca wyglądają w sezonie letnim.
Jak widać, plusów jest więcej, niż minusów! My wyjechaliśmy z jesiennej (a tak naprawdę zimowej) Islandii z przekonaniem, że do intensywnego roadtripu z mnóstwem miejsc do odhaczenia jednak bardziej nadaje się sezon letni. Zimą warto jechać tu po najfajniejsze, mniej czasochłonne, ale spektakularne atrakcje oferowane przez krainę ognia i lodu, takich jak zorza i zwiedzanie lodowca. Oszczędności wynikających z przyjazdu poza sezonem akurat starczy nam na to ostatnie 😉
Jak Wam się podoba Islandia jesienią?